Swoją przygodę z motoryzacją rozpoczął w wieku sześciu lat. Wtedy po raz pierwszy, pod okiem rodziców, zdobywał leśne szlaki na quadzie. Mając trzynaście lat był już najlepszym zawodnikiem na torze halowym „Mała Monza” w Siechnicach. Dziś jest jednym z wiodących kierowców Rok Cup Poland. O pierwszych sukcesach, siniakach oraz polskim kartingu rozmawiamy z jego wielką nadzieją –
Dominikiem Zającem.
Adrian Walczyk: Będąc sześcioletnim chłopcem, jedyną aktywnością fizyczną, jaką uprawiałem, było bieganie za piłką z chłopakami i wygibasy na trzepaku. Ty zacząłeś z „grubej rury”. Jak się zrodziła twoja pasja do motoryzacji?
Dominik Zając: Najpierw zacząłem od dwóch kółek, później przyszedł czas na silnikowce. Na szóste urodziny dostałem od rodziców quada. Pod okiem taty jeździliśmy leśnymi ścieżkami. Jak tylko usłyszałem dźwięk pracującego silnika, wiedziałem, że to jest to. Jak byłem starszy przerzuciłem się z powrotem na dwa kółka. Jeździłem na motorynce… do czasu, aż po raz pierwszy wsiadłem za kierownicę gokarta.
A.W.: Jak widać już tej kierownicy nie puściłeś. Gdzie po raz pierwszy miałeś okazję przejechać się kartem?
D.Z.: Pierwsza szansa pojawiła się w Siechnicach na torze „Mała Monza”. Niestety nikt nie chciał mnie tam dopuścić za kierownicę, bo byłem za mały. Popłakałem się, ale to nie wystarczyło. Podczas wakacji wróciłem jednak do Siechnic. Radio Eska reklamowała „Monzę”, a ja pomyślałem, że tym razem musi się udać. No i udało się. To właśnie wtedy po raz pierwszy poczułem, że to jest właśnie to.
A.W.: Powracając na „Monzę” pokazałeś im kogo nie dopuścili na tor…
D.Z.: Tak. Na „Małej Monzy” stawiałem swoje pierwsze kroki. Wielokrotnie jeżdżąc na niej,nauczyłem się tego toru na pamięć. Tam po raz pierwszy stanąłem na najwyższym stopniu podium, wygrywając główne imprezy. Zauważył mnie Damian Kaczorowski (właściciel toru) i pomógł mi wejść do drużyny D&D Motorsport Poland, którą zarządza.
A.W.: Redakcja „Polskiego Kartingu” uznała cię za największego pechowca zeszłorocznego sezonu, dlaczego?
D.Z.: Mimo dobrych startów, zawsze podczas zawodów coś się działo z moim gokartem i nie mogłem icu ukończyć. Osiem z piętnastu wyścigów zakończyłem przez to z dorobkiem jednego punktu. Zły czar prysł wraz z nową maszyną. W eliminacjach strefy południowo-zachodniej w Gostyniu stanąłem dwa razy na podium (drugie i trzecie miejsce). Dziś rywalizuję z zawodnikami w zawodach z
serii Rok Cup Poland. Przede mną wyścig w Bydgoszczy, do którego powoli się przygotowuję.
A.W.: Czy rodzice nie boją się o twoje zdrowie? Wiemy przecież jak niebezpieczne są wyścigi. Na pewno widziałeś ostatnie „wyczyny” Roberta Kubicy, którego masz ponoć zastępować.
D.Z.: Karting to sport dla twardzieli, nie można się zniechęcać kilkoma siniakami. Na jednych zawodach pechowo wyleciałem z toru i porządnie stłukłem sobie biodro. Mama szybko zamroziła siniaka i zacząłem gonić rywali. W efekcie zająłem dziesiąte miejsce. Od tamtej pory moja mama nigdy nie patrzy na start, podczas którego najczęściej dochodzi do wypadków.
A.W.: Czy masz już jakichś sponsorów, którzy chcą inwestować w twój talent?
D.Z.: Na razie moimi sponsorami są przede wszystkim moi rodzice (śmiech). Na wsparcie mogę również liczyć ze strony teamu D&D Motorsport Poland oraz pani Anny Grzywny ze Studia Fryzjer, która przygotowuje dla nas koszulki oraz czapki. Bardzo dziękuję również pani wójt, która wsparła finansowo moje występy. Mam nadzieję, że wraz z sukcesami zainteresują się mną sponsorzy, którzy pomogą moim rodzicom finansować udział w zawodach.
A.W.: Według „Polskiego Kartingu” jesteś wielką nadzieją tego sportu. Udzielałeś już wywiadów dla gazet, wortali motoryzacyjnych, a także Radia Wrocław. Czy ze sportami motoryzacyjnymi wiążesz swoją przyszłość?
D.Z.: Zdecydowanie tak. Marzę, żeby któregoś dnia zasiąść za kierownicą bolidu, ale czeka mnie jeszcze dużo pracy, wiele lat poświęceń i nauki. Ale jestem na to gotowy!
A.W.: W takim razie mocno trzymamy kciuki i życzymy dalszych sukcesów. Na pewno będziemy się uważnie przyglądać twoim poczynaniom.
D.Z.: Dzięki!
Rozmawiał Adrian Walczyk
Więcej zdjęć Dominika Zająca na profilu Gmina Długołęka na Facebooku.